Sunday 20 May 2018

Chapter 6: Friends


Z niedowierzaniem śledził oddalającą się sylwetkę dziennikarki. Wczoraj starał się przewidzieć jej reakcję, ale nawet przez chwilę nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót. Każdy scenariusz, który przychodził mu na myśl, kończył się wylewną reakcją Sakury. Piskiem radości, podskokami albo nagłym uściskiem, ale nie chłodną, jednozdaniową wypowiedzią. Przez ten czas, kiedy udawali parę bardzo się do nich zbliżyła, więc propozycja Hinaty powinna była ją ucieszyć, dlatego tym trudniej było mu zrozumieć co właściwie się stało. Zastanawiał się czy na świecie jest jakiś mężczyzna, który jest w stanie zrozumieć kobiety.
            Odruchowo wstał z krzesła, chcąc dołączyć do „partnerki”, ale ledwo wykonał pierwszy krok, poczuł na ramieniu delikatny uścisk. 
— Ja pójdę — wtrąciła stanowczo z uśmiechem na twarzy Hinata. — Wy będziecie mogli obgadać w tym czasie interesy, najwyższa pora zająć się firmą Sasuke, ona zrozumie i poczeka, tak jak ty, kiedy wyjechała, aby pisać reportaże z podróży — po czym nie czekając na jego komentarz, z uśmiechem na ustach, ruszyła żwawym krokiem na poszukiwanie Sakury.
Uchiha wzdychając ciężko z powrotem zajął swoje miejsce przy stole, kątem oka zerkając co chwilę za siebie. 
Nie mogła go tutaj zostawić, prawda? Nie mogła zrezygnować, bez powiedzenia mu chociaż słowa. Nie mogła go zawieść… 
To dlaczego czuł się nieswojo? 
— W sumie Hinata ma rację. Twoja ostatnia kampania to istna klapa. Chłopie steki razy tłumaczyłem ci, że potrzebujesz czegoś świeżego, wizerunek Karin wszystkim już dawno się przejadł— zaczął z przyganą Naruto. 
Zmierzył przyjaciela gniewnym spojrzeniem. Nie cierpiał, kiedy ktoś wytykał mu błędy, a jeszcze bardziej nienawidził przyznawać innym rację. Jednak faktem było, że komentarz Naruto trafiał w samo sedno. Działania podjęte przez jego dział marketingowy, nie przynosiły przewidywanych efektów. Sasuke wciąż liczył na to, że sprzedaż wzrośnie w najbliższych dniach z uwagi na zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia, w przeciwnym wypadku firma zacznie przynosić straty. Bez względu na wszystko powinien zacząć obmyślać plan awaryjny.
— Dobra, geniuszu. Masz jakiś pomysł? — spytał ze znudzeniem, rozpierając się na krześle. 
Naruto wyszczerzył się szeroko, jakby tylko czekał na te słowa. 
— Nareszcie dotarło do ciebie, że jestem mistrzem. — w odpowiedzi na te słowa, Uchiha prychnął pod nosem. — Po pierwsze, musisz zakończyć współpracę z Karin. Zawsze działała mi na nerwy, a poza tym ludziom spowszedniała jej twarz. Znajdziesz ją w każdym szmatławcu, przysięgam, że ta baba musi płacić paparazzim za śledzenie jej. Ty potrzebujesz czegoś świeżego i mniej rzucającego się w oczy. Musimy sprawić, żeby ludzie widząc twoją biżuterię w gazetach czy na bilbordach, zatrzymywali się i myśleli „właśnie tego szukałem, muszę to mieć”. Daj mi dwa dni na sporządzenie projektu. Zrobię co w mojej mocy, żeby ograniczyć straty jakie powstały do tej pory.
— Zgoda — westchnął.
W obecnej sytuacji, nie miał innego wyrobu jak zaufać Naruto i zaryzykować. Miał nadzieję, że jego przyjacielowi uda się przełamać jego złą passę. Ponoć żelazo należało kuć póki gorące. 
Sasuke ponownie zerknął przez ramię, zaniepokojony nieobecnością kobiet. W normalnych okolicznościach nie martwiłby się tym, jednak wściekłość malująca się w oczach Sakury i zaciśnięte w pięść dłonie sugerowały, że ma powody do niepokoju. Pierwszy raz widział ją w takim stanie i nie wiedział, czego powinien się spodziewać. W nerwach chwycił za szklankę z wodą i w mgnieniu oka opróżnił ją do dna, żałując, że nie był to alkohol. 
— Zmieniając na chwilę temat, to serio sądziłem, że wygadasz się przed kolacją — wyznał w zamyśleniu Naruto drapiąc się brodzie. 
—Musiałbym być tobą głupku — warknął w odpowiedzi Sasuke.
— Ha! Jeszcze się przekonasz mój drogi, jak to jest. Już nie mogę się doczekać chwili, w której Sakura zaciągnie cię przed ołtarz — rzucił Naruto z diabelskim uśmiechem, zacierając przy tym ręce.
—Twoje niedoczekanie, głąbie — prychnął Sasuke.
— Nigdy, nie mówi nigdy. Doskonale wiesz, że przyjdzie dzień, w którym… — Sasuke posłał mu mordercze spojrzenie, tyle wystarczyło by Naruto zamilkł. Karooki nasłuchał się już kazań z ust Itachiego i ich ojca. Nie potrzebował, wysłuchiwać pouczeń także od przyjaciela. Był już tym zdecydowanie zmęczony.
— Swoja drogą to Sakura serio nie wyglądała najlepiej. 
Sasuke sarknął pod nosem.
— No co ty nie powiesz Einsteinie. 
Kiedy zobaczył ją przed restauracją, od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zazwyczaj, kiedy się spotykali tryskała energią, a na jej twarzy zawsze malował się szeroki uśmiech. Tym razem jednak jej oczy były zamglone, pozbawione blasku, a lekko zaróżowione policzki nie wyglądały zdrowo.   
Nic jednak nie powiedziała. Nie próbowała się wykręcić od spotkania. Przyszła zgodnie z umową. A wchodząc do Little Italy, nawet na chwilę ożyła podziwiając wnętrze restauracji. Jej nastrój zmienił się jednak diametralnie w momencie, kiedy dowiedziała się dlaczego się tutaj znaleźli.
Zdecydowanie nie była zadowolona.
Pierwszy raz podczas ich wspólnych wyjść, zdarzyło się aby go opuściła. Zazwyczaj to on oddalał się na chwilę, by dokończyć formalności. 
Czyżby uciekła? 
Po raz kolejny zerknął przez ramię i po raz kolejny nie dostrzegł ani jej ani Hinaty, a w nim zaczął rodzić się niepokój.
— Ziemia do Sasuke! W ogóle mnie nie słuchasz! — warknął oburzony Naruto kopiąc przyjaciela w kostkę, po czym ponownie zadał mu pytanie — Czy Sakura szczepiła się przed wylotem?
Brew Sasuke drgnęła, a Naruto widząc niepewność malującą się na jego twarzy kontynuował swoją wypowiedź.
— Pamiętam jak syn kuzynki mojej matki, wyjechał do Azji. Nie pamiętam już gdzie dokładnie był, może to była Kambodża, Vietnam albo Tajlandia? Mniejsza z tym, zmierzam do tego, że czymś się tam zaraził i nie wiedział o tym, dopóki nie wylądował w szpitalu, jak myślał ze zwykłym przeziębieniem. Okazało się, że złapał jakąś tropikalną chorobę i kilka następnych miesięcy spędził na intensywnej terapii, gdzie cudem go odratowali.
Sasuke spojrzał na niego sceptycznie.
— Sasuke tego nie można bagatelizować! — zdenerwowany Naruto uderzył dłońmi o blat stolika, aż zabrzęczały sztućce. 

~***~

Znajdując się na zewnątrz Sakura wzięła kilka głębszych oddechów. Wprost nie mogła uwierzyć w to, co właśnie rozegrało się za drzwiami restauracji.
Ś l u b ? Jaki do cholery ślub?, wrzeszczała rozjuszona w myślach. 
Uchiha miał szczęście, że nie wbiła mu widelca w dłoń na odchodne. Był skończonym idiotą, jeśli myślał, że coś takiego ujedzie mu płazem! On nie tylko ją okłamał, ale wpakował ją w jeszcze większe bagno! Jak niby miała się teraz z tego wyplątać, żeby nie zaczęli czegoś podejrzewać? Mogła się założyć, że zrobił to specjalnie! Jeszcze dzisiejszego ranka łudziła się, że już niedługo wszystkie szmatławce stracą nią zainteresowanie, ale jak widać grubo się myliła. Jeśli Uchiha myślał, że w dalszym ciągu będzie odstawiać z nim teatrzyk pod tytułem „szczęśliwa para”, to grubo się mylił, skończyła z nim i pomaganiem mu w okłamywaniu całego świata i jego bliskich!
— Przyjaciel od siedmiu boleści — sarknęła pocierając dłońmi ramiona.
W tej chwili żałowała, że wychodząc nie chwyciła za swój płaszcz, znajdujący się na oparciu jej krzesła, ale to od razu zrodziłoby podejrzenia i pociągnęło ze sobą lawinę niewygodnych pytań. I nici byłyby z jej ucieczki. 
— Sakura! Bo przeziębisz się jeszcze bardziej!
Spodziewała się, że to rozwścieczony Sasuke podąży jej śladem. Wątpiła, żeby ufał jej na tyle, by pozwolić jej wyjść samej. Może znali się krótko, ale mimo wszystko powinien wiedzieć, że nie wróci do środka udając, że wszystko jest w porządku. Była wściekła i miała ochotę po prostu rozpłynąć się w powietrzu.
Zrobiła mu przysługę pojawiając się tutaj dzisiaj, ale nie zamierzała pozwolić mu dłużej wodzić się za nos. Jeśli miał ochotę dalej okłamywać swoich przyjaciół, to proszę bardzo, ale bez niej. Ona zakończyła swoją karierę aktorską sześć miesięcy temu.  Jeśli tak bardzo chce, to może poszukać sobie nowej fałszywej dziewczyny, która będzie odgrywać z nim szopkę przed prasą i znajomymi, a może jakimś cudem uda mu się stworzyć prawdziwy związek, z którąś z dziewczyn z salonów. W końcu tak wiele się ich wokół niego kręci, a on nawet nie zaszczyca ich spojrzeniem…
Zszokowana, aż przystanęła w miejscu.
A co jeśli Sasuke był gejem?
Zdecydowanie nie wyglądał i nie zachowywał się jak jeden z nich. Lecz, życie nauczyło ją już, że pozory mogły mylić. 
— Sakura, wszystko w porządku? Naprawdę nie wyglądasz najlepiej. — Głos zaniepokojonej Hinaty, skutecznie wyrwał ją z rozważań na temat orientacji seksualnej Sasuke.
— Prawdę mówiąc od rana nie czuję się najlepiej. Chyba wrócę do domu, nim was wszystkich pozarażam — powiedziała, na co Hinata skinęła potakująco głową. — Przepraszam, że zepsułam wam kolację. 
Może i była wkurzona na Sasuke, ale mimo wszystko cieszyła się ze spotkania z jego przyjaciółmi i głupio jej było, że nie potrafiła należycie cieszyć się ich szczęściem.
— Nie pleć głupot i natychmiast wchodź do środka — sparowała rozdrażniona Hinata chwytając ją za dłoń i wciągając siłą z powrotem do Little Italy. — Stanie na zimnie, zdecydowanie ci nie pomoże — rzuciła do niej. 
Sakura już miała odpowiedzieć, gdy nagle Hinata zawołała po imieniu kelnera, który wcześniej przywitał ją i Sasuke. 
— Mario przynieś proszę dwie herbaty do biura mojej siostry — poinstruowała go, na co ten skinął z uśmiechem w odpowiedzi.
— Siostry? — zapytała Sakura.
— Sasuke ci nie powiedział? To lokal mojej siostry. 
— Sasuke nie jest zbytnio rozmowny — mruknęła pod nosem, czego od razu pożałowała, bo Hinacie nie umknął jej kąśliwy komentarz.
— Wszystko w porządku? Pomiędzy tobą a Sasuke mam na myśli. 
Sakura poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Bała się tego pytania. Bała się brnąć w kolejne kłamstwa. 
— Nie jestem na tyle głupia, żeby wierzyć w kłamstwa, które zamieszczają w internecie jakieś trolle, ale widzę, że coś między wami nie gra. Nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz, ale wiedz, że jakby co chętnie cię wysłucham. Bardzo cię polubiliśmy z Naruto i sprawiłaś nam ogromną radość przychodząc na dzisiejsze spotkanie. Twoja obecność wiele dla nas znaczy. — Szczery uśmiech Hinaty był wyraźnie zaraźliwy. Nie licząc Sasoriego, nie znała bardziej przyjaznych i ciepłych ludzi niż Hyuga i Uzumaki, dlatego tak ciężko było jej ciągnąć tą farsę.
— Wszystko w porządku — skłamała. — Po prostu trochę się posprzeczaliśmy ostatnio i przechodzimy ciche dni. Nic wielkiego — dla podkreślenia swoich słów, wzruszyła ramionami.
Udusi Sasuke za to, że ponownie przyszło jej kłamać.
— Zresztą jeszcze nie zaaklimatyzowałam się na nowo w Londynie, po moim powrocie. — W tym wypadku mówiła szczerą prawdę. Przez ostatnie miesiące podróżując z plecakiem, poruszając się po całkiem obcych miejscach, wśród ludzi, którzy nie wiedzieli kim jest, czuła się wyśmienicie. Była wolna niczym ptak. Można powiedzieć, że powrót kosztował ja skrzydła, ponieważ ponownie zamknięto ją w złotej klatce. Wystawiając ją na widok londyńskiej socjety. 
Nie znosiła tego uczucia. 
— Będzie dobrze, zobaczysz — próbowała pocieszyć ją Hinata.
Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi, po którym do środka wszedł Mario niosąc tace z dwoma parującymi kubkami herbaty, które postawił przed nimi na biurku, po czym skłoniwszy się opuścił pomieszczenie.
— Wypij, może zrobi ci się lepiej. Jak chcesz to zawołam Sasuke…
— Nie — przerwała jej szybko, chwytając za filiżankę. — Nie chcę mu sprawiać problemów, już i tak ma wiele na głowie. — Właściwie to nie chciała wydrapać mu oczu, ale to był już szczegół, który wolała przemilczeć. 
— Masz nam za złe, że poprosiliśmy Sasuke by utrzymał wiadomość o naszym ślubie w tajemnicy? Naprawdę chcieliśmy powiedzieć ci o tym osobiście.
— No coś ty. Po prostu zaskoczyliście mnie. W ogóle nie spodziewałam się, że to kolacja tak się potoczy — wyznała upijając łyk ciepłego napoju. 
Chciała być już w ciepłym łóżku. W dodatku ból głowy jaki odczuwała wcześniej, wciąż się nasilał. Nie znosiła grypy i związanych z nią dolegliwości. 
— Chyba naprawdę wrócę już do domu. Przepraszam, że popsułam wam ten wieczór. 
Hinata machnęła ręką.
— Nie bądź głupia, przecież nie rozchorowałaś się specjalnie. Zgadamy się za kilka dni, jak poczujesz się lepiej i porozmawiamy o szczegółach ślubu i wesela.
Sakura uświadomiła sobie, że została zapędzona w kozi róg i nie uda jej się z tego wywinąć bez wyjawienia prawdy, a to nie wchodziło w grę. Sasuke nigdy się na to nie zgodzi, a jeśli zrobi to za jego plecami złamie ich umowę.
Nie wiedziała już co ma robić, jedyne czego była pewna w obecnej chwili to, że musi się stąd wydostać i odpocząć od całej tej farsy. Miała świadomość, że nie mogła wyjść z restauracji sama, bo byłoby to, co najmniej dziwne. W tej chwili jakby czytając jej w myślach Hinata powiedziała:
— Zawołam Sas…
Przerwało jej nagłe otwarcie drzwi, a do środka jak na zawołanie wszedł Sasuke.
— O wilku mowa — stwierdziła z uśmiechem Hyuga.
— Zostawisz nas na chwilę samych? — poprosił chłodno Uchiha.
Sakura od razu poczuła się nieswojo, kompletnie nie spodziewając się, że wkroczy do biura niczym pan, a co więcej zażąda konfrontacji z nią bez świadków. Naprawdę miał tupet.  
Hinata nie kryła swojego zdziwienia zachowaniem Sasuke, aczkolwiek nie skomentowała tego w żaden sposób i zaledwie wykonała jego prośbę opuszczając małe pomieszczenie. 
Momentalnie Sakura wypuściła z ust zalegające w płucach powietrze, poczuła się znacznie lepiej ze świadomością, że może przestać już udawać.
— Zanim zaczniesz prawić mi kazanie, powiem tylko, że postradałeś zmysły. Totalnie zgłupiałeś — skomentowała półszeptem, palcami rozmasowując sobie skroń, chcąc choć trochę zmniejszyć ból głowy, który osiągnął właśnie apogeum, uniemożliwiając jej zebranie myśli.
— To są twoi przyjaciele, a ty ich bezczelnie oszukujesz — dodała ostrzej.
— Nie będę z tobą o tym tutaj rozmawiać — powiedział hardo. 
Wyraźnie było z nią gorzej niż myślała, na szczęście Sasuke okazał się być znacznie przytomniejszy niż ona. To, że byli sami nie oznaczało, że nikt ich nie słyszał. Ściany miały uszy, a szczególnie w miejscach publicznych, takich jak ta restauracja. 
— Lepiej powiedz jak się czujesz, ten inteligent panikuje, że zaraziłaś się jakąś chorobą tropikalną. Jest gotów zamknąć restaurację i poddać ją kwarantannie. 
Sakura zamrugała wachlarzem długich rzęs, spoglądając na Sasuke jak ciele na malowane wrota. Gdyby te słowa padły z ust kogoś innego, od razu zaczęłaby się śmiać do rozpuku.
— Żartujesz, prawda?
To naprawdę nie było zabawne. 
— Słyszałaś, żebym kiedykolwiek żartował? — zapytał zawadiacko. 
Nerwowo wplotła dłonie we włosy, tarmosząc nimi na lewo i prawo. Mogła nie zgadzać się wczoraj na propozycję Sasuke i dzisiaj po pracy wrócić po prostu do domu. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. Ale nie, ona wprost uwielbiała komplikować sobie życie.
— I co teraz? — spytała z grymasem na twarzy. 
— O to chyba ja powinienem zapytać.
— Nie mam żadnej choroby tropikalnej — przewróciła oczami ze znudzenia. — To zwykłe przeziębienie — upierała się. 
Sasuke ledwo widocznie wzruszył ramionami.
— To nie mnie musisz przekonywać — odparł wskazując kciukiem na zamknięte drzwi. 
Zastanawiała się, czy Sasuke w ogóle interesował się czymkolwiek poza swoją firmą. Z tego co zauważyła, liczyła się dla niego tylko i wyłącznie praca, i to do tego stopnia, że zgodził się odstawić szopkę z byciem w związku, tylko po to, żeby ocieplić swój wizerunek.
— Nikogo nie musiałabym przekonywać, gdybyś nauczył się mówić prawdę. — Wstała mimowolnie z krzesła, poprawiając swoje włosy, które przed chwilą niechlujnie potargała. Nie mogła dać Naruto więcej powodów do spekulacji, zwłaszcza teraz, gdy jego umysł podsuwał mu jakieś niestworzone historie. Nie zamierzała dolewać jeszcze oliwy do ognia. 
Gdy go wymijała, chwycił ją niespodziewanie za przed ramię, zatrzymując ją w miejscu.
— Odwiozę cię do domu, a rano zgłosisz się do lekarza — powiedział, unikając z nią kontaktu wzrokowego.
Zamierzała zaprotestować, tłumacząc mu, że lekarz nie przepisze jej nic innego jak ogólnodostępne w aptece leki i każe jej wypoczywać, ale nim zdążyła zacząć się z nim spierać, ponownie zabrał głos, mówiąc:
— Taką wersję przekażemy Naruto, inaczej sam siłą zaciągnie cię do tego szpitala.
Sakura westchnęła, nie miała siły ani ochoty wytykać mu, że po raz kolejny zamierza oszukiwać przyjaciół. Ponownie wplątując ją w pajęczynę swoich kłamstw. Nie potrafiła go zrozumieć i nawet nie zamierzała już próbować. Sasuke po prostu był osobą jedyną w swoim rodzaju. Przystojny, arogancki biznesman, który miał w głębokim poważaniu opinię innych. 
Zastanawiało ją, jakby zareagował Naruto, gdyby dowiedział się, że przez ostatnie dwa lata był oszukiwany przez osobę, która była mu naprawdę bliska. 
Sasuke miał tupet nazywając się ich przyjacielem.
— Cokolwiek, chcę jedynie wrócić do domu. Naprawdę kiepsko się czuję — skwitowała słabym głosem. 
— Przecież powiedziałem właśnie, że cię odwiozę. Chodź. — I jak gdyby nigdy nic, wyciągnął ją z małego biura siostry Hinaty o mało co nie zderzając się z Naruto we własnej osobie. 
Sasuke wcale nie przesadzał, kiedy mówił, że przyszły pan młody panikuje. Zdaniem Sakury, był to eufemizm. Naruto popadł w niemałą paranoję z jej powodu, naprawdę był gotów zamknąć restaurację i wezwać ambulans. Sakura musiała użyć całej swojej siły perswazji, by przekonać go, że nic jej nie jest. Co nie było łatwe. Dopiero poinformowanie go, że wykonanie wszystkich badań, zaświadczeń i dokonanie szczepień było warunkiem, który musiała spełnić, aby jej szef wyraził zgodę na jej wylot. Pan Homura był nieugięty, jeśli o to chodzi i podpisał zgodę na jej wyjazd dopiero po tym, jak dostarczyła mu książeczkę z kompletem szczepień.
— Naruto to naprawdę nic wielkiego. To normalna reakcja organizmu na nagłą zmianę klimatu. Wezmę leki, wyśpię się i będzie lepiej — próbowała go przekonać, myślami będąc już w swoim ciepłym, wygodnym łóżku. 
— Ale… 
Sakura miała serdecznie dość słuchania o synu kuzynki jego matki, czy też innym członku jego rodziny, który podczas podróży po Dalekim Wschodzie zachorował na malarię. W przeciągu ostatnich dziesięciu minut, słyszała tę historię tyle razy, że była w stanie zacząć recytować ją przez sen. 
— Obiecuję, że jeśli mi nie przejdzie, to z samego rana zadzwonię do lekarza i jeszcze tego samego dnia udam się na wizytę — powiedziała, mając ochotę jak najszybciej opuścić to miejsce.
Naruto nie wydawał się być usatysfakcjonowany jej słowami. 
— Naruto daj spokój, Sakura na pewno dotrzyma słowa i umówi się na wizytę, a poza tym będzie pod opieką Sasuke, więc będzie bezpieczna — wtrąciła Hinata wracając z płaszczem Sakury, który został przy ich stoliku. 
Sakura musiała przyznać, że pomimo irytacji, była mile zaskoczona ich troską. Oprócz Sasoriego, dawno nikt nie martwił się o jej samopoczucie i zdrowie. 
Była im za to niezmiernie wdzięczna. 
Gdy tylko opuścili Little Italy, Sasuke od razu pokierował ją do swojego samochodu, z zamiarem odwiezienia jej do domu. Po wyrazie jego twarzy widziała, że nie było najmniejszego sensu protestować, zresztą chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. 
Trochę dziwnie czuła się jadąc z nim sama w jednym samochodzie. 
Zazwyczaj towarzyszył im Suigetsu, albo Kotetsu, którzy zajmowali ją luźną rozmową podczas jazdy. Tym razem nie mogła liczyć na żaden bufor. 
Nie miała siły na prowadzenie choćby grzecznej rozmowy, a co dopiero kłótni, dlatego oparła czoło o zimną szybę, z wdzięcznością przyjmując jej chłód. Lekko nieprzytomnym wzrokiem obserwowała malujący się za oknem widok. Londyn zimą był piękny. Szczególnie teraz, kiedy zaczął się okres świąteczny a wszystkie witryny sklepowe i ulice zdobiły świąteczne dekoracje. 
Na jej ustach pojawił się niemrawy uśmiech. Na jednej z wystaw sklepowych dostrzegła bowiem dużego, białego, pluszowego misia owiniętego szalikiem w norweskie wzory. Kiedyś, gdy była mała, miała podobnego. Jej był ciut mniejszy. Pamiętała złość, która ją ogarnęła, gdy jej starszy brat ubrudził go czekoladą, a ona w rewanżu weszła w jego twierdzę zbudowaną z klocków Lego niszcząc ją doszczętnie. Na samo wspomnienie, jej uśmiech poszerzył się. 
 Święta były magicznym okresem, pod warunkiem, że spędzało się go w gronie rodzinnym. 
— Zgodzisz się? — Odezwał się Sasuke, zatrzymując się na światłach. 
Tuż przed nimi, na dużym telebimie widniała sylwetka Karin obwieszona biżuterią z najnowszej kolekcji Uchiha.  Musiała przyznać, że Karin była naprawdę piękną kobietą, jednak jak się okazuje w parze z urodą, nie zawsze idzie charakter.
— Na początek nadal jestem na ciebie wściekła za to, że mnie w to znowu wciągnąłeś — burknęła i bez pytania zaczęła zmniejszać temperaturę w samochodzie. Robiło jej się gorąco i nawet rozpięcie płaszczu, nie pomogło. — Po za tym, nie wiem jak możesz kłamać im prosto w oczy! Kolejną rzeczą, której mój umysł nie ogarnia, jest fakt, że nie ukróciłeś tego wszystkiego przez te kilka miesięcy mojej nieobecności. Naprawdę nie wiem, dlaczego pozwoliłeś im sądzić, że nadal jesteśmy razem — powiedziała, krzyżując ramiona. Dopiero wtedy zrozumiała własne słowa. — Znaczy… wiesz o co chodzi — rzuciła w nerwach, nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów. 
Tuż przed tym jak samochód ponownie ruszył, reklama na telebimie zmieniła się, ukazując nie kogo innego jak Shigeru Matorou we własnej osobie. Dłonie Sasuke zacisnęły się na obitej skórą kierownicy, co nie uszło jej uwadze. Nadal nie wiedziała, co między nimi zaszło, ale była świadoma, że ci mężczyźni działali na siebie jak płachta na byka i bezpieczniej było nie przebywać z nimi oboma w tym samym czasie w jednym pomieszczeniu, no chyba, że życie komuś było niemiłe.
— Mogłeś mnie chociaż uprzedzić — powiedziała, chcąc odwrócić jego uwagę od osoby Shigeru.
— Polubili cię — usłyszała po chwili. 
Przechyliła głowę w bok, nie wierząc własnym uszom. To było wytłumaczenie na poziomie przedszkolaka! 
— I to ma być wytłumaczenie? — powiedziała oburzona. — Przez ponad rok kłamałeś przyjaciołom w żywe oczy, nie licząc się z tym, jak się poczują jeśli to kiedyś się wyda. Co gorsza, miałeś szansę się z tego wszystkiego wywinąć, ale zamiast to zrobić, zachowałeś się jak największy tchórz i postanowiłeś podtrzymywać tę farsę i karmić ich kłamstwami, pozwalając im wierzyć, że ty i Sakura to nadal kochająca się, brylująca na salonach para. Gdzie do cholery podział się twój instynkt samozachowawczy? — wyrzuciła z siebie w natłoku emocji. —  Zdecydowanie brakuje ci piątej klepki, Sasuke, ot co! 
— Nie wiem co chcesz usłyszeć — powiedział obojętnie. 
Spojrzała na niego, mając nadzieję, że się przesłyszała. 
— Nie byłem w stanie powiedzieć im prawdy. Liczyłem na to, że po prostu o tobie zapomną, jeśli przestaną nas razem widywać. Tymczasem stało się odwrotnie. Każda rozmowa, spotkanie zaczynało się od pytania gdzie jesteś, jak się czujesz, kiedy wracasz. Byłem zasypywany gradem pytań dotyczących twojej osoby, nie tylko przez Naruto, czy Hinatę, ale także przez kontrahentów. Wszyscy byli, a właściwie są tobą oczarowani i życzą nam szczęścia. — Grymas na jego twarzy był wyraźnym znakiem niezadowolenia z tego jak to wszystko się potoczyło. 
— Byłoby łatwiej, gdybyś po prostu wydał to głupie oświadczenie — skwitowała kręcąc głową. 
Wina również leżała po jej stronie. Żałowała tego, że nie była bardziej precyzyjna, kiedy wręczała mu swoje wypowiedzenie. Dla Sasuke wyraźnie wszystko musiało być czarno-białe. 
— Nie ma już co gdybać. Zgodzisz się pomagać mi jeszcze, czy nie? — Chyba już rozumiała, dlaczego Sasuke oficjalnie był kawalerem - żadna kobieta nie mogłaby z nim wytrzymać. — Tylko do czasu ślubu. Potem wydam to oświadczenie, na którym tak ci zależy. I przestaniemy wchodzić sobie w drogę. 
Jeszcze nigdy Sasuke nie był z nią aż tak bezpośredni. Sakura nie wiedziała nawet, kiedy zaczęli tak swobodnie ze sobą rozmawiać. Znikł gdzieś dzielący ich dystans, a ich relacja stała się niemal koleżeńska.
Teraz pojawiało się tylko pytanie, czy będzie wstanie okłamywać Naruto i Hinatę, ryzykując utratę ich zaufania. Zadanie było tym trudniejsze, że w związku z ceremonią i przygotowaniami do niej, będą się znacznie częściej widywać, tym samym łatwiej będzie o potknięcie, które w konsekwencji może zaprzepaścić wieloletnią przyjaźń i zniszczyć najważniejszy dzień w życiu Uzumakiego i Hyugi.
— Mogę się chociaż zastanowić? Proszę. 
Wiedziała, że Sasuke bardzo zależało na tym by jeszcze przez jakiś czas ciągnęli ten mały teatrzyk. Inaczej nie przyszedłby do niej wczoraj prosząc o przysługę. Sakura nie przypuszczała jednak, jak wiele będzie musiała dla niego zaryzykować. Nie mogła podjąć tak ważnej decyzji, pochopnie. 
Spojrzał na nią, gdy zatrzymali się na kolejnym czerwonym świetle.
— Dwa dni ci wystarczą? — spytał wzdychając. 
Skinęła głową, po czym jej palce znowu znalazły się przy panelu z regulacją temperatury. 
Sasuke obserwował ją z uniesioną lekko brwią, nie kryjąc swojego zdziwienia. Za pierwszym razem gdy zmniejszyła temperaturę, nie powiedział nic, ale teraz gdy jego palce zaczęły kostnieć, wiedział, że przesadzała. Ignorując zarówno zielone światło, trąbienie stojących za nimi samochodów, jak i zdumione spojrzenie kobiety uniósł rękę i przyłożył dłoń do jej czoła. Nic dziwnego, że jej oczy wydawały się być nieobecne, gdy cała była rozpalona. Warknął pod nosem, po czym wrzucił jedynkę i ruszył z miejsca, nim kierowcy za nimi zaczęli się bardziej denerwować. 
— No co? — wydukała Sakura, przykładając dłonie na zmianę do swoich policzków i czoła. 
— Jedziemy do szpitala — zawyrokował, a kiedy z usta Sakury zaczęły wydobywać się słowa sprzeciwu i przekleństwa, dodał jeszcze: — Jeśli nie zamilkniesz, to cię zaknebluje. 

~***~

Dawno nie słyszała by Sasori zanosił się tak tubalnym śmiechem. Szkoda tylko, że to ona była powodem jego niepohamowanej, niemal histerycznej wesołości. 
Oparła głowę na otwartej dłoni, obserwując ze znudzeniem po drugiej stronie ekranu płaczącego ze śmiechu przyjaciela. 
— Serio nie wiem co cię tak bawi — burknęła, poprawiając sobie pod głową poduszkę.
— Ty — odparł krótko, a jego głos wypełniało rozbawienie. — Ledwo co wróciłaś, a już się w coś wpakowałaś.
— Nieładnie jest naśmiewać się z chorego — wytknęła mu, ziewając przy tym szeroko. 
Prawie dziesięć godzin spędzonych w szpitalu dało jej się we znaki. I gdyby nie musiała poinformować Sasoriego o zwolnieniu lekarskim jakie dostała, już dawno by spała. Rozmowy z nim jednak nigdy nie należały do krótkich, zwłaszcza, że miała mu wiele do opowiedzenia. 
— Nie dość, że wróciłaś zarażona jakimś choróbskiem po ugryzieniu komara to jeszcze wpakowałaś się w bycie druhną i dalsze bawienie się w udawanie szczęśliwej pary — wytknął jej Sasori, ocierając z kącików oczu łzy. 
— Nie powiedziałam, że się zgodziłam — stwierdziła na swoją obronę. Wzrok Sasoriego sugerował, żeby nawet nie próbowała wciskać mu kitu.
— Poza tym to nie jest żadne zwykłe choróbsko jak to nazwałeś, tylko japońskie zapalenie mózgu. — W obecnej sytuacji, najbezpieczniej było zmienić temat.
Na samo wspomnienie spotkania z lekarzem, który poinformował ją o postawionej diagnozie, dostawała dreszczy. Nawet twarz Sasuke wydawała się być przez chwilę o kilka odcieni jaśniejsza. 
— Niech się państwo nie martwią, to tylko tak groźnie brzmi — powiedział lekarz uspokajająco. — Zazwyczaj przechodzi się tę chorobę bezobjawowo. Niektórzy, jednak doświadczają grypopodobnych symptomów, tak jak to się stało w pani przypadku — wskazał na nią dłonią. — A u naprawdę garstki osób, które zostaną zarażone przez komara, pojawia się masa znacznie poważniejszych objawów, więc można powiedzieć, że właściwie miała pani szczęście — dodał z lekki uśmiechem.
— Czyli właściwie nic mi nie jest, prawda? — W pierwszej chwili gdy usłyszała diagnozę ‘japońskie zapalenie mózgu’, w jej głowie niczym zdarta płyta, odtworzyła się opowieść Naruto, o jego dalszym krewnym. Przed oczami stawały jej wspomnienia z dzieciństwa, do których wolała już nigdy nie wracać.
— Tego nie powiedziałem, ale na ten moment wszystkie rokowania są dobre, wyjdzie pani z tego przy odrobinie naszej pomocy — odpowiedział, z przemęczonym uśmiechem na twarzy. 
Po tych słowach odczuła niewyobrażalną ulgę. Pierwszy raz od bardzo dawna tak się bała, miała ochotę potrząsnąć Uzumakim, za to, że tak ją nastraszył.
— Oczywiście bezapelacyjnie musi pani wypoczywać. Wypiszę pani zwolnienie lekarskie na tydzień, a po jego zakończeniu zapraszam na wizytę kontrolną, wtedy ustalimy co dalej. Ten czas zalecam spędzić z dala od pracy, najlepiej w łóżku. Obecnie pani organizm jest wycieńczony, więc potrzebuje pani jak najwięcej snu. Przepiszę też pani listę leków na złagodzenie objawów choroby, jeśli w między czasie gorączka się nasili proszę natychmiast się do nas zgłosić. Tak samo w przypadku, jeśli zauważy pani niezborność ruchową, albo drżenie w obrębie ciała. Jeśli coś państwa zaniepokoi proszę natychmiast dzwonić po ambulans. 
— Czyli właściwie nie powinna zostawać sama? — Odezwał się Sasuke siedzący tuż obok na plastikowym krzesełku. 
Od kiedy pojawili się w szpitalu, praktycznie nie zamienili ze sobą słowa. Nie było takiej potrzeby. Po prostu był przy niej. Nie zostawił jej kiedy zgłosiła się do rejestracji. Towarzyszył jej podczas, badania przeprowadzonego przez pierwszego lekarza. Był też tuż obok, kiedy pobierali jej krew do badania i podłączali pod kroplówkę.
Zaskoczył ją tym zachowaniem. Nie cierpiała szpitali, od bardzo dawna i choć ciężko było jej się do tego przyznać, jego obecność pozwalała jej zachować spokój. Była mu niezmiernie wdzięczna za to, że jej nie zostawił.
— Zdecydowanie nie jest wskazane, żeby pacjent pozostawał bez opieki. Odnotowano niewiele przypadków utraty świadomości, ale proszę, żeby miał pan swoją partnerkę na oku, w razie gdyby coś się wydarzyło. To tylko jeden ze środków zapobiegawczych, że tak to określę.
Nie to chciała usłyszeć, już zamierzała zacząć wykłócać się z lekarzem, kiedy Sasuke posłał jej jedno ze swoich władczych spojrzeń, jednocześnie obiecując lekarzowi, że będzie ją mieć na oku. Naburmuszona przeniosła spojrzenie na okno, czekając aż pielęgniarka przyniesie jej ubrania. Po zrzuceniu szpitalnego kitla i odebraniu recept do wykupienia, czym prędzej opuścili z Sasuke teren „lecznicy”. Musiała przyznać, że kroplówki wraz z lekami, jakie podano jej w nocy, postawiły ją trochę na nogi. 
            Ból, który rozsadzał jej głowę od kilku minut, przywrócił ją do rzeczywistości. Z grymasem dotknęła dłońmi swoich policzków, czując jak gorączka zaczyna ponownie trawić jej ciało. 
Wychodząc z łóżka w ciepłej piżamie, chwyciła za laptopa i zaczęła przenosić się z nim do kuchni. Choroba, chorobą, ale nie mogła położyć się spać nie odprawiwszy wcześniej swojego rytuału. Zaśnięcie bez wzięcia choćby łyka herbaty, było w jej przypadku wprost niemożliwe.
—  Powinnaś się cieszyć, że ostatecznie okazało się, że to nic poważnego — skomentował Sasori.
— Nie musisz mi tego mówić, prawie dostałam zawału słysząc diagnozę — wyznała wzdychając. — Przeproś w moim imieniu pana Homurę i przekaż mu, żeby się nie martwił, bo tekst o Tajlandii dostarczę do redakcji na czas.
— Co do tego ślubu Sakura… nie gódź się, jeśli miałabyś tego później żałować — powiedział nader poważnie Sasori. 
W myślach całkowicie się z nim zgadzała. Nie miała pojęcia jak w ogóle miałoby to wszystko wyglądać. Na szczęście ślub miał się odbyć za niespełna trzy miesiące, więc mieli jeszcze sporo czasu, żeby coś wykombinować. Zresztą w tym czasie, wiele mogło się jeszcze wydarzyć.
— Czy ktoś powiedział ślub? 
Sakura zacisnęła usta i zaczęła wwiercać w przyjaciela swój wzrok. Rozmawiając z nią, mógł przynajmniej zamknąć na drzwi do biura na klucz. 
— O boże! Sakura, wyglądasz jak śmierć! — postać Ino pojawiła się tuż za Sasorim.
— Dzięki Ino — odparła monotonnie upewniając się, że w czajniku jest wystarczająca ilość wody, a następnie go nastawiła. 
— To o co chodzi z tym ślubem, hm?
Któregoś dnia naprawdę udusi Sasoriego. 
— Ta kolacja na którą wczoraj poszłaś! Nie chcesz powiedzieć, że to były oświadczyny, prawda? — Yamanaka była bardziej przejęta potencjalnym ślubem, niż ona sama. 
— Zdecydowanie nie — powiedziała twardo, trzaskając drzwiczkami szafki, tuż po wyciągnięciu z niej litrowego kubka. — Znajomi pobierają się za kilka miesięcy. — Czym prędzej ucięła wszelkie spekulacje Ino. Jeszcze tego jej brakowało, by w pracy sądzili, że niedługo stanie na ślubnym kobiercu. 
Ożenek w ogóle nie znajdował się na liście jej życiowych priorytetów. Uważała, że było wiele znacznie ciekawszych rzeczy, na które mogła przeznaczyć swój czas i fundusze. 
— Ino chciałaś czegoś konkretnego? — zapytał Sasori, zerkając na nią przez ramię.
— Właściwie to miałam sprawę do Sakury, ale widzę, że to będzie musiało poczekać — odparła. 
Była zaintrygowana słowami Ino i gdyby nie fakt, że była całkiem wyczerpana, wysłuchałaby jej. Niestety jedyną rzeczą, na której była wstanie się obecnie skupić, było jak najszybsze dotarcie do łóżka. 
— Zadzwonię do ciebie później, albo jutro z samego rana, wtedy porozmawiamy. Obecnie padam na twarz. Jeszcze w ogóle nie spałam. — Zalewając wrzątkiem esencję herbaty, zastanawiała się czy w ogóle był sens ją parzyć, skoro powieki same jej opadały. Najwyżej odgrzeje ją później w mikrofali, pomyślała kontynuując podjętą czynność. 
— Z tego co mi wiadomo, masz zwolnienie na cały tydzień, z całkowitym zakazem wykonywania pracy — wtrącił Sasori machając w ekranie kopią jej zwolnienia, które mu przesłała. 
Prychnęła w odpowiedzi. Zachowywał się jakby wcale jej nie znał. Doskonale wiedział, że nie będzie siedzieć na tyłku przez ten czas, w końcu byli ulepieni z tej samej gliny.
— Przyganiał kocioł garnkowi, zapomniałeś już kto rozmawiał z panem Homurą, leżąc w szpitalnym łóżku, dzień po wycięciu wyrostka? — skomentowała złośliwie Sakura.
Chwyciła za pojemnik z cukrem i małymi łyżeczkami zaczęła słodzić herbatę. 
Jedna na szczęście, pomyślała.
Druga na lepsze samopoczucie.
Trzecia niech też będzie na szczęście. 
— Ale to nie mnie użądlił ko… — zaczął Sasori, jednak urwał w pół słowa.
Kątem oka Sakura zerknęła na laptopa zastanawiając się, co takiego musiała zrobić Ino, by zamknąć mu usta. Jednak okazało się, że to nie blondynka sprawiła, że rudzielec zamilkł. Yamanaka wciąż stała za nim i z malującym się na twarzy szokiem, machała do kogoś. Jej przyjaciel natomiast siedział w swoim fotelu, wyprostowany niczym struna i z zaciśniętymi zębami drapał się niezręcznie po swojej rudej czuprynie. 
Słysząc szelest siatki odwróciła się przerażona spoglądając za siebie. Nie zarejestrowała, momentu, w którym wszedł do jej mieszkania. Zaskoczona wsypała czubatą łyżeczkę do herbaty, a następnie pośpiesznie zamknęła laptopa. 
Sasori nie pozwoli wiwinąć się jej z tego tak łatwo.
— Myślałem, że będziesz już spała — odezwał się Sasuke odkładając jej klucze na blat. 
— Czekałam na leki. Lekarz kazał brać dawki regularnie. — To był główny powód dla którego zamiast próbować zasnąć, skontaktowała się z Sasorim i rozmawiała z nim przez ostatnie półgodziny.
Z wdzięcznością przyjęła podaną jej przez Sasukę reklamówkę. Musiała przyznać, że przeżyła nie mały szok, kiedy po odwiezieniu jej do domu Uchiha zaoferował się, że najpierw odprowadzi ją do mieszkania a potem pojedzie do apteki, żeby wykupić dla niej receptę. Była tak pochłonięta myśleniem o szybkim położeniu się spać, że nawet się z nim o to nie kłóciła. Po otworzeniu drzwi do mieszkania, przekazała mu bez słowa klucze i skierowała się prosto do sypialni, nie oglądając się nawet za siebie.
— Dzięki — powiedziała, wypakowując leki i szukając tych, które powinna właśnie zażyć.
— Dzwoniłaś do kogoś z rodziny, żeby zajrzał do ciebie później?
Nie wiedziała czy to z powodu całkowitego wyczerpania, czy raczej trawiącej ją gorączki, ale mimowolnie zdradziła mu coś, o czym Sasori miał tylko mgliste pojęcie.
— Nie. Mam jedynie przyrodniego brata, który i tak by nie przyjechał, więc nawet nie próbowałam się z nim kontaktować — powiedziała, odkładając na bok leki i chwytając za duży kubek z herbatą. 
— Zignorowałby fakt, że jego siostra jest poważnie chora?
Energiczne stukanie łyżeczki o wnętrze ceramicznego kubka, wypełniało ciszę, która chwilowo zapadła w kuchni.
— Stacjonuje w Afganistanie — wypowiedziała te słowa z westchnieniem — z tego co wiem, nie wymyślono jeszcze maszyny teleportującej. Nie dotarłby tutaj zbyt szybko, więc po co miałabym go w ogóle martwić? Przecież nie jestem umierająca, dam sobie radę. 
Przemilczała fakt, że obecnie kontaktowali się ze sobą dość sporadycznie. Ponad to domyślała się, że jej brat znajduje się poza bazą, bo jeszcze nie zadzwonił do niej by zrugać ją za prowadzenie się z jakimś nadziemnym dupkiem, jakby to określił. Istniał też cień szansy, że nie dotarły jeszcze do niego te wieści.
I wolałaby, żeby już tak pozostało.
Ayato był ostatnią osobą, którą chciała okłamywać. 
— Jestem dużą dziewczynką i potrafię sama o siebie zadbać, robię to już od lat, możesz mi wierzyć.
Komórka Sasuke zaczęła dzwonić znienacka, nie dając mu szansy wejść z nią w polemikę. Zerkając na wyświetlacz, westchnął ciężko, ale odebrał połączenie. 
— Czego chcesz Naruto? 
Przez chwilę rozważała danie Sasuke trochę prywatności, nawet jeśli to on był gościem w jej mieszkaniu. Nie przerywając mieszkania herbaty, powolnymi krokami zaczęła kierować się z powrotem do sypialni, ale widząc jak Sasuke kręci głową, przystanęła. 
— Zawiozłem ją od razu do szpitala. Tak, to choroba tropikalna, miałeś rację. Nie, to nie jest zaraźliwe, więc możesz przestać panikować. Tak wróciliśmy do domu niespełna godzinę temu. Dostała leki i zwolnienie na najbliższy tydzień, potem ma zgłosić się na kontrolę, ale lekarz zapewniał, że to tylko formalność.
— Tak, tak, tak.
Sasuke wyglądał jakby pomału tracił cierpliwość do przyjaciela i wcale mu się nie dziwiła. Nie przypuszczała, że ktoś może aż tak panikować. Szczerze zaskoczyła ja opiekuńczość Naruto, jaką wykazywał wobec niej. Jeśli tak martwił się o właściwie obcą dla siebie osobę, to co dopiero będzie, kiedy Hinata zajdzie w ciąże? Już teraz szczerze jej współczuła.
— Poczekaj — usłyszała jeszcze, nim zobaczyła jak Sasuke oddala telefon od ucha i wyciąga go w jej stronę. Jej ramiona opadły wraz z powiekami, nie wiedziała, czy była w stanie tłumaczyć się ze swojego samopoczucia. Naprawdę marzyła jedynie o tym, żeby wziąć leki i przyłożyć głowę do puchowej poduszki. 
— Właśnie zasnęła. Przekażę jej później, żeby się z tobą skontaktowała — słysząc te słowa, padające z ust Sasuke momentalnie otworzyła oczy. 
Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Mile ją zaskoczył. Ponownie. 
Sasuke nie zwlekając zakończył rozmowę i wepchnął telefon do kieszeni.
— Przez jakiś czas nie będzie cię niepokoił, ale nie wiem na jak długo. Ten głąb potrafi być uciążliwy, kiedy o kogoś się martwi. Lepiej idź spać, ledwo się trzymasz na nogach— skomentował, zaszczycając ją spojrzeniem. — Zresztą sam muszę już jechać — dodał, dłonią przeczesując włosy. 
Sakura nie była jedyną osobą, która nie zmrużyła oka przez cała noc.
— Zamkniesz za sobą drzwi? 
Odpowiedział jej zaledwie skinieniem, ale tyle jej wystarczyło. Z lekami w jednej ręce i ciepłą herbatą w drugiej, zaczęła opuszczać kuchnię, jednak głos Sasuke zatrzymał ją w pół kroku.
— Jeszcze jedno, zapomnij o mężczyźnie, którego widziałaś na szpitalnym parkingu.
Sakurze chwilę zajęło nim zrozumiała o czym mówił. Z wyczerpania ledwo skupiała się na chwili obecnej, jednak po chwili w jej świadomości pojawiła się postać mężczyzny, ubranego w ciemnoszary garnitur, który czekał na nich przy samochodzie Sasuke. Nie miała jednak okazji dowiedzieć się kim jest nieznajomy ani czego chciał od Uchihy, ponieważ ten kazał jej wsiąść natychmiast do auta, a sam oddalił się z nim na kilka minut
   Sasuke popełnił błąd wspominając o tym, w ten sposób tylko rozbudził jej ciekawość. Pozostawiając jego wypowiedź bez komentarza, zaszyła się w zaciszu swojej sypialni. Odstawiła herbatę na stolik nocny, wzięła leki i weszła pod ciepłą kołdrę. Marzyła o tym momencie od kilku długich godzin. Odruchowo chwyciła jeszcze swój telefon, a gdy go odblokowała na ekranie pojawiła się informacja o nieodebranym połączeniu.
Widząc na wyświetlaczu słowo „tata”, drżącymi palcami momentalnie wyłączyła komórkę.
Jeszcze tego jej brakowało do szczęścia.
Widocznie wypowiedzenie imienia przyrodniego brata zbudziło demony przeszłości, o których istnieniu starała się zapomnieć za wszelką cenę przez ostatnie kilka lat.
Nie chciała mieć z tym człowiekiem niczego wspólnego.  

Od Autorki: Byłoby szybciej, ale połowę miasta mi dzisiaj zamknęli, bo maratonów się zachciało :X 
Rozdział jest o wiele szybciej, tak jak obiecałam. Ogólnie mam zamiar, a przynajmniej chęci by publikować coś raz na miesiąc, biorąc pod uwagę wszystkie inne obowiązki i zobowiązania. Plus staram się wrócić do dawnej wprawy w pisaniu, a nie jest łatwo. 
Adios! I do następnego! 

Szablon wykonała Sasame Ka