Friday 17 November 2017

Chapter 3: Freedom

“Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.”
~Mark Twain

Ziewając szeroko wsiadła do windy z dwoma kubkami dużej kawy z pobliskiej kawiarni. Nie musiała nawet spoglądać w lustro by wiedzieć, że wygląda niczym chodzące zombie. Wszystko z powodu późnego powrotu do domu. Malowała się w biegu, co o mały włos przypłaciłaby utratą oka, podczas nakładania maskary. Ubrała się w pierwsze ciuchy, jakie zerwała z wieszaka znajdującego się w szafie. Po czym, ile sił w nogach pognała do najbliższej stacji metra, w duchu modląc się, żeby dotrzeć na czas. W takich chwilach jak dziś, dziękowała za Londyński transport i ogromną sieć podziemnego metra, które chodziło jak w zegarku. Jedynym minusem był tłok w godzinach szczytu, którego za wszelką cenę starała się unikać. Naciągnęła bardziej na czoło czapkę z daszkiem. Podczas etatu u Sasuke pilnowała by nikt ani razu nie rozpoznał jej na ulicy. I o dziwo jakoś jej się to udało. Lecz dopóki media i prasa o niej nie zapomną, nie może uznać swojego zadania za zakończone. 
Wzdychając ciężko oparła się ramieniem o lustrzaną powierzchnię windy, obserwując leniwie poruszające się cyferki. Przeczuwała, że to będzie długi i męczący dzień. Jej usta ponownie rozszerzyły się w kolejnym ziewnięciu. Modliła się tylko by Sasori, za bardzo się nad nią dzisiaj nie znęcał. Najchętniej położyłaby się teraz w swoim łóżku z naciągniętą na głowę kołdrą i nie wychodziła stamtąd przynajmniej przez kolejne dwanaście godzin. Pod nosem narzekała na to, że kupując kawę nie pomyślała o wzięciu też ciastka bądź dużego czekoladowego muffina. Jej burczący żołądek od dobrych pięciu minut nie pozwalał o sobie zapomnieć, co strasznie ją irytowało. 
Drzwi windy rozsunęły się wraz z cichym ‘ding’, a ona sama wyszła z niej przeciskając się przez osoby, które weszły do niej na poprzednim piętrze. Stojąc na korytarzu Sakura poprawiła na nosie okulary, bez których nie jest się w stanie obejść w pracy. 
Wszyscy postronni myślą, że zawód dziennikarza to świetna sprawa i że nie ma w nim na co narzekać, jednak widocznie żadna z tych osób, nie doświadczyła objawów, permanentnie, przemęczonych oczu. 
Przechodząc obok sąsiedniej windy, niespodziewanie zderzyła się z tłumem opuszczających ją właśnie osób. Grunt uciekł jej spod nóg za nim zdążyła choćby mrugnąć. Następnym, co udało jej się zarejestrować był ból tyłka, jakiego doświadczyła w zderzeniu się ze świeżo wypolerowaną posadzką i ciepło kawy, która wylała się na jej koszulkę. Sakura wstrzymała oddech, zaciskając mocniej usta, powstrzymując się tym samym przed uwolnieniem rodzącego się w krtani krzyku. Palcami delikatnie zaczęła odciągać mokry materiał od ciała. 
— Uważaj jak chodzisz — usłyszała nad sobą dziwnie znajomy, kobiecy głos. 
Kiedy tylko uniosła głowę, wiązanka przekleństw przebiegła przez jej myśli; od razu ją rozpoznała. Te charakterystyczne czerwone włosy wszędzie rzucały się w oczy. Tylko, co ona robiła na piętrze jej redakcji?
W dodatku, to ona spowodowała całe to zajście i Sakura nie zamierzała za nic przepraszać. Jedynym co powstrzymywało ją przed ciętą ripostą była obawa przed zdemaskowaniem. Było zdecydowanie za wcześnie na takie spotkania i udawanie jakby się nie znały. Nie mając zamiaru wdawać się z tą jędzą w dyskusje, poprawiła okulary, które zsunęły jej się na czubek nosa i naciągnęła bardziej czapkę z daszkiem, chcąc ukryć twarz. 
— A teraz zaprowadź mnie do garderoby. Muszę się przebrać przed wywiadem — rozporządziła Karin, wygładzając dłonią włosy. 
Sakura przechyliła delikatnie głowę i uniosła minimalnie brew. Miała niepohamowaną ochotę zaśmiać się jej prosto w twarz. Karin Uzumaki była idealnym przykładem ładnej dziewczyny, bez mózgu, która jakimś niezrozumiałym dla Sakury sposobem stała się sławną foto modelką. Obecna sytuacja idealnie potwierdzała wszystkie jej wcześniejsze tezy; Karin nie potrafiła używać swojego mózgu, o ile w ogóle go miała. Nie było mowy by jej magazyn chciał przeprowadzić wywiad z kimś takim, jak ona. W dodatku w jej redakcji nie było garderoby, z czego Karin najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy. Niby do czego miałaby być im potrzebna, skoro zajmowali się opisywaniem świata przez pryzmat natury i kultury? 
— Co tak stoisz jak słup soli? Powiedziałam coś do ciebie — rzuciła z wyższością, którą Sakura miała nadzieję kiedyś się udławi. 
— Złe piętro. Szmatławiec, jakiego szukasz jest dwa piętra wyżej — powiedziała z triumfalnym uśmiechem i zaczęła się oddalać, cały czas próbując krańcem swojej bluzy zatuszować ślady kawy na koszulce. 
Akurat w dzień rozmowy z redaktorem naczelnym odnośnie jej przyszłości, musiała wyglądać jak flejtuch. 
Nagle Karin chwyciła ją za ramię i szarpnięciem odwróciła w swoją stronę. 
Ciemne oczy rudej zołzy zaczęły się jej bacznie przyglądać. 
— Czy my się przypadkiem nie znamy?
Tych słów bała się od ostatnich osiemnastu miesięcy, usłyszenie ich z ust Karin po prostu ją sparaliżowało. Nienawidziła drżeć przed kimkolwiek, a zwłaszcza, osobami pokroju Karin. Na świecie istniały znacznie lepsze powody do strachu. Lecz w tej chwili jej poziom adrenaliny znacznie podskoczył, pod wpływem tych kilku słów, które padły z ust tej rudej, zadufanej w sobie jędzy. Bała się, że cała sprawa z Sasuke wyjdzie na jaw. Z Karin widziała się zaledwie kilka razy podczas „imprez”, w których towarzyszyła szefunciowi numer dwa i od samego początku, Sakura zdawała sobie sprawę z tego, że znalazła się na czarnej liście tej lali. Na każdej z uroczystości w jakiej brała udział obserwowała pożądliwe spojrzenia, jakimi ruda mierzyła Sasuke. Sakura nie była głupia, wiedziała, że Karin od dawna miała chrapkę na Sasuke, problem polegał jednak na tym, że on pozostawał obojętny na jej zaloty. Sakura musiała przyznać, że czasami była pod wrażeniem jej tupetu i zawziętości. W końcu mało, która kobieta byłaby na tyle odważna, by zalecać się do mężczyzny w obecności jego partnerki. To, że Sakura udawała, nie miało w tej sprawie najmniejszego znaczenia. 
— Landryna! Nie dość, że masz pół godziny spóźnienia, to jeszcze ucinasz sobie pogaduszki na korytarzu! Mam nadzieję, że masz dobrą wymówkę i gdzie do cholery jest moja kawa?! 
Słysząc donośny głos Sasoriego ucieszyła się jakby dostała właśnie najlepszy prezent świata. 
— Jakiś problem? — rzucił mężczyzna stając obok mierzących się wzrokiem kobiet. 
— Ta łamaga, nie chce mi pokazać garderoby, a jestem już spóźniona — powiedziała Karin, przenosząc spojrzenie na rzekomego szefa Sakury. 
— Przepraszam za nią. Mój sługus jest nowy i jeszcze brakuje jej manier. Ale wydaje mi się, że pomyliła pani piętra. Cosmopolitan znajduje się na dwunastym piętrze, a nie dziesiątym — powiedział wymijając Sakurę i bawiąc się w gentlemana przywołał dla Karin windę.  — A ty idź się lepiej ogarnij i widzimy się za pięć minut w moim biurze — zwrócił się do Sakury, która wyrwała się z uścisku Karin i bez słowa skierowała się w przeciwnym kierunku. Jeszcze nigdy nie miała ochoty jednocześnie kogoś udusić i ucałował, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Już ona odwdzięczy się Sasoriemu za takie traktowanie. 
Idąc do biura spotkała się z kilkoma zdziwionymi spojrzeniami rzucanymi w jej kierunku. Wcale się im nie dziwiła. Sama również spoglądałaby ciekawsko w stronę osoby, która przechadzałaby się przez redakcję w upaćkanej kawą koszulce. Nie wspominając już o ciemnych worach, które miała pod oczami. Po zjawieniu się w biurze i rozsiadnięciu się przy swoim biurku, nie musiała długo czekać na pojawienie się Sasoriego. Kiedy tylko dostrzegła jak właściciel rudej czupryny przekracza próg pomieszczenia, od razu z impetem rzuciła w niego antystresową piłeczką. Sasori zwinnie uniknął uderzenia, będąc przygotowanym na jej atak. 
Znali się zdecydowanie za długo.
— Nie jestem ani Landryną, ani twoim sługusem! — warknęła ostro, ciskając w niego piorunami.
Akasuna uśmiechnął się do niej zadziornie, na co Sakura jedynie pokręciła głową i zaśmiał się pod nosem. 
— Powiedz mi przynamniej, że to kupiła — powiedziała błagalnym tonem, opierając twarz na otwartej dłoni i spoglądając na niego z nadzieją. 
— Jak najbardziej. Wiesz, że potrafię być bardzo przekonujący. — Sasori posłał jej oczko. — Chociaż nie powiem, żebym był zadowolony z braku kawy.
— Wiesz gdzie jest kafeteria. — Wystawiła mu złośliwie język, a dłonią wskazała na zamknięte drzwi. — Gdyby to nie była ona, wysłałabym jej rachunek za pralnie — burknęła z jadem, a na samo wspomnienie o modelce dostała gęsiej skórki. 
— Zero wdzięczności — skwitował z udawaną urazą zbliżając się do swojego biurka i łapiąc za plastikowy pojemnik, który wcześniej umknął uwadze Sakury. W trzech krokach przemierzyła odległość jaka dzieliła ich miejsca pracy, a na jego usta wdarł się niecny uśmieszek. — Masz i jedz, znaj serce chama, niewdzięczniku.
Kiedy Sakura otworzyła plastikowe wieczko, szmaragdowe oczy zaświeciły się z ekscytacji. Od razu zachłannie rzuciła się na trzy kawałki wczorajszej pizzy, jakie przyniósł jej Sasori. Nie obchodziło jej nawet, że były kompletnie zimne. Zimna pizza w jej mniemaniu była najlepszym posiłkiem świata. Nie tracąc czasu zaczęła je pochłaniać, zapełniając swój kompletnie pusty żołądek. 
— Jesteś najlepszy — powiedziała z pełnymi ustami, spoglądając na niego z wdzięcznością. 
Sasori usadowił się za swoim biurkiem, tuż naprzeciwko niej opierając nogi na drewnianym blacie. 
— Będziesz mogła tak mówić, jak uda nam się otrzymać pozytywną i ostateczną decyzje w sprawie projektu. — Dzisiejszego popołudnia mieli nie lada orzech do zgryzienia i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. 
Sakura przełknęła jedzenie i spojrzała na kolegę z pracy wzrokiem zbitego psa. 
— Mamy w ogóle jakieś szanse?
Mężczyzna w zamyśleniu potarł brodę, jakby naprawdę rozważał pytanie Haruno.
— Zawsze są jakieś szanse. Wszystko zależy od tego w jakim humorze będzie Homura i czy akurat dzisiaj zechce rozmawiać na temat nowych trendów, które mogłyby zachęcić młodsze pokolenie do zainteresowania się naszym miesięcznikiem. A twój pomysł zdecydowanie może przyciągnąć młodych. 
— Zobaczymy tylko co na to zarząd — powiedziała z westchnięciem, chwytając za kolejny kawałek zimnej pizzy.
Stres jaki targał nią od samego rana, nie działał na nią dobrze. Nigdy w siebie nie wątpiła. Aż do dziś, gdy jej kariera wisiała na włosku. 
— Zarządem się nie przejmuj. Jeśli Homura połknie haczyk, przekonana zarząd w mgnieniu oka. Pamiętaj, że to on zawsze stawia kropkę nad „i”
Skinęła głową, starając się za wszelką cenę wyrzucić z siebie ogarniający ją sceptyzm. W tej chwili najchętniej udałaby się na siłownie, wskoczyła na bieżnie i biegła ile sił w nogach tak długo, aż oczyściłaby swój umysł z wszelkich wątpliwości. Chciałaby po prostu odwrócić uwagę od tego, na co nie miała już wpływu. 
— Lepiej powiedz jak ci wczoraj poszło. Zrobiłaś to? — Teraz to Sasoriemu udzieliły się jej obawy. Nie bezpodstawnie. Był pewny odpowiedzi jaką zaraz usłyszy. Sakura poinformowała go już miesiąc temu, że zamierza zrezygnować z drugiej pracy i całkowicie poświęcić się dziennikarstwu, jednak to były tylko słowa, których do tej pory nie wcieliła w życie. Bezustannie tłumaczyła się, że po prostu nie wie, jak ma to zrobić, ale on wiedział swoje. Zakochanej kobiecie trudno jest odejść od obiektu jej westchnień. Zadał to pytanie, bo stało się to już dla nich rutyną. 
— Oczywiście, że to zrobiłam. Kiedyś wreszcie musiałam — burknęła oburzona jego niewypowiedzianym oskarżeniem. Od samego ranka, nie mogła się doczekać aż ujrzy reakcje Sasoriego na tą wieść.
Zdumiony Sasori szybkim ruchem ściągnął nogi z biurka, wpatrując się w nią z szeroko otwartymi oczami i ustami, jakby widział ją po raz pierwszy. 
— Nie wierzę — odparł i zamilkł na kilka chwil wciąż uważnie się jej przyglądając. Niespełna dwie minuty później rozparł się wygodnie na krześle, skrzyżował ramiona na piersi i z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy rzucił — Kłamiesz.
— To uwierz Sasori. Wczoraj oficjalnie rozwiązałam kontrakt jaki łączył mnie z Sasuke Uchiha. To definitywny koniec. Od dzisiaj nie mam kompletnie nic wspólnego z tym człowiekiem. Czuje się przez to skonfundowana, jestem jednocześnie szczęśliwa, że mam to już za sobą, że nie będę musiała się już sztucznie szczerzyć do tych nadzianych bubków, a z drugiej strony czuję się źle, bo niektórych z nich naprawdę polubiłam, więc z łaski swojej oszczędź mi złośliwości i zmyj z twarzy ten wkurzający uśmieszek zadowolenia. Prawie tam wczoraj zeszłam, wręczając mu tę zasraną rezygnację, a Suigetsu o mały włos mnie nie wypatroszył — powiedziała oskarżycielsko celując w niego palcem wskazującym. Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru temperatura jej ciała wzrosła. Ale była z siebie dumna. Nie pozwoliła na to, by ktoś inny podejmował za nią decyzje, by ktoś inny sterował jej życiem. Chciała robić to, co uwielbiała i nawet nieodwzajemniona miłość jej w tym nie przeszkodzi. Nieodwzajemnione uczucia, tylko raniły człowieka, na każdym kroku podcinając mu skrzydła. Nie chciała być taką osobą. Pragnęła cieszyć się swoją pasją, nawet jeśli oznaczało to brak stałego związku.
— No dobra — powiedział przeciągle rudzielec. — I niby ot tak pozwolił ci odejść? Po gali wasze drogi tak po prostu się rozeszły?
Sakura przytaknęła, nie chcąc zbytnio zagłębiać się w szczegóły. Zwłaszcza, że Sasori i tak wiedział o wiele więcej, niż dawał po sobie poznać.
Jej niema odpowiedź, wyraźnie go nie satysfakcjonowała. Nie wiedziała, co takiego wyczytał z jej twarzy, by krzyknąć, że jest pospolitą kłamczuchą, ale wyraźnie przejrzał ją. W innych okolicznościach pewnie opowiedziałaby Sasoriemu o wszystkim, ale nie teraz. Było za wcześnie na rozdrapywanie wczorajszych ran. Chciała po prostu zapomnieć. Miała jeszcze całe życie przed sobą. Gdybanie, wspominanie i zatracanie się w przeszłości, nie było roztropnym krokiem. 
— Nie ważne co się stało. Ważne, że już dla niego nie pracuję i więcej go nie spotkam — ucięła wszelkie spekulacje, pragnąc zamknąć wreszcie ten rozdział. 
Sasori uniósł dłonie do góry. — Dobra, dobra.
Kiedyś na pewno będzie gotowa opowiedzieć mu ze szczegółami o tym, jak zakończyła swoją współpracę z Sasuke. Ale jeszcze nie teraz. 
Chwyciła za kopię planu swojego projektu, który przed kilkoma dniami złożyła do rąk pana Homury. Miała jeszcze dwie godziny do spotkania z redaktorem naczelnym i zamierzała się do niego dobrze przygotować. To była jej szansa i zrobi wszystko co w jej mocy by właściwie ją wykorzystać. 
— Kto to? — spytała nagle, wyglądając przez duże szklane okno, oddzielające ich od reszty. Wodziła wzrokiem za panem Homurą, oprowadzającym po piętrze nieznaną blondwłosą kobietę. Idealnie dopasowana granatowa garsonka wyraźnie uwydatniała wszystkie jej walory. Blondynka była wręcz kwintesencją kobiecości. W przeciwieństwie do Sakury, która siedziała przy biurku w czapce z daszkiem i brudnym od kawy podkoszulku. 
Nie ma to jak profesjonalizm, skwitowała w myślach Haruno.
— Ino Yamanaka. Nasz nowy spec od Public Relations — odparł jak gdyby nigdy nic. Nie miała wątpliwości, że Sasori już zapoznał się z nowym nabytkiem firmy. 
Sakura wstała zza biurka. 
— Czy ta firma jest w aż tak opłakanej sytuacji, że potrzebujmy speca od PR’u? — zapytała naburmuszona. 
— Co… ?
Nie słuchała co Sasori miał jej do powiedzenia. Wyszła z biura kierując się do łazienki, chcąc nieco podreparować swój dzisiejszy wizerunek, a przynajmniej spróbować pozbyć się plam z kawy. Gdyby nie natknęła się na Karin, wszystko byłoby o niebo lepsze. 
~***~

Rozmowy z panem Homurą, nigdy nie należały do najłatwiejszych. Nadal pamiętała swoją rozmowę kwalifikacyjną i to jak się podczas niej trzęsła. Mimo wszystko, została przez niego zatrudniona. Przełknęła głośno zalegającą w krtani ślinę. Miała wrażenie, że serce wyskoczy jej zaraz z piersi. Już dawno się tak nie stresowała. Z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że w porównaniu do tego, wręczenie wczoraj rezygnacji to był pikuś. W dodatku siedząca w kącie Ino Yamanaka wcale nie polepszała sytuacji. 
— Pomysł jest dość ciekawy, choć jednocześnie nazbyt banalny, aczkolwiek nie przypominam sobie by ktokolwiek z konkurencji podjął się takiego tematu — zaczął w zamyśleniu pan Homura, co według Sakury było dobrym znakiem. Oznaczało to, bowiem, że przynajmniej rozważał jej pomysł, a to już połowa sukcesu. — Jest nieskomplikowany, ale ta prostota paradoksalnie może zwrócić uwagę młodych i podnieść poziom czytelnictwa naszego magazynu — mówił, stukając miarowo palcami o blat konferencyjnego stołu, nie odrywając swojego zmęczonego wzroku z Sakury. 
— Jedynym co może stać na przeszkodzie realizacji mojego pomysłu i zakończenia go sukcesem są w obecnej chwili podróżnicy freelancerzy, albo studenci robiący sobie przerwę w nauce których jest pełno w social media — mówiła z opanowaniem, starając się by jej słowa miały jakikolwiek sens. Wzięła głęboki wdech. — Nikt jednak nie zrobił cyklu reportaży na tak szeroką skalę, jak planuję. Chcę przedstawić młodym ludziom świat z własnej perspektywy. Świat, w którym jest za równo dobro jak i zło. Świat, który, pomimo iż jest piękny, nie do końca zawsze jest kolorowy. 
Pan Homura obrócił się na swoim krześle spoglądając przez przestronne okna na Londyński krajobraz. Myślał. Sakura wiedziała, że w tej chwili debatował sam ze sobą, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie miał łatwej decyzji do podjęcia. 
— Ino, co o tym sądzisz? — zapytał, zaskakując tym samą Sakurę. 
Yamanaka od samego początku uważnie przysłuchiwała się prezentacji, w której Sakura streściła poszczególne etapy swojego półrocznego wyjazdu. Podczas trwania jej wystąpienia z postawy blondynki nie można było niczego wyczytać. Przez cały czas milczała i zachowując pokerową twarz notowała coś skrzętnie w swoim kajeciku. Sakura nie wiedziała, skąd Hamura ją wytrzasnął, ale nie podobało jej się spojrzenie jakim obdarzyła ją kobieta. 
— Cały projekt ma ogromny potencjał. Nie miałam jeszcze okazji poznać Sakury osobiście, więc ciężko mi oceniać czy jest w stanie zrealizować projekt jaki nam właśnie zaprezentowała. Jednak gdyby nie była w stanie sprostać temu zadaniu, prawdopodobnie nie byłoby jej tutaj, nieprawdaż panie Homura? 
Mężczyzna wstał z fotela i ponownie odwrócił się w stronę swojej dziennikarki. Nadal myślał. Nadal nie podjął decyzji.
— Jest jedna rzecz, którą chciałabym zaproponować — odezwała się ponownie Ino, wkładając długopis za ucho. — Oprócz cyklu w magazynie, moglibyśmy również zrobić mini cykl w internecie. Młodzi ludzi większość czasu spędzają obecnie w sieci. Są uzależnieni od Facebooka, Instagrama, Snapchata i innych portali. Żyjemy w XXI wieku. Wieku, w którym social media rządzą światem, zatem dlaczego mielibyśmy tego nie wykorzystać? 
Sakura rozchyliła usta w zdumieniu. 
— Jestem dziennikarką, a nie reporterką — oznajmiła chłodno. Nie zamierzała zmieniać profesji. W innych okolicznościach zgodziłaby się od razu, ale w obecnej sytuacji nie mogła sobie na to pozwolić, sprawa z Sasuke była zbyt świeża.
— Zawsze można to zmienić. — Takiej riposty Sakura się nie spodziewała. 
— Spokojnie moje panie — przerwał pan Homura, który najwyraźniej nie miał zamiaru dopuścić do słownej potyczki swoich pracownic. — Jest jedna rzecz, która mnie w tej całej eskapadzie niepokoi. To, że chcesz zrobić to sama. 
Pan Homura pomimo swojego ciężkiego charakteru i rygoru, zawsze był opiekuńczym pracodawcą. Było wiele rzeczy, których chciała się nauczyć od tego człowieka. Jednak nie podobało jej się, to w jaki sposób teraz na nią patrzył. Troska malująca się na jego twarzy działała na jej niekorzyść. Nie była jedną z jego córek, nie musiał się więc o nią martwić. 
— O to właśnie chodzi. Chcę pokazać ludziom, że świat jest bezpieczny i jeśli podróżuje się z głową, wszystko będzie dobrze. Chcę zachęcić ich do zwiedzania, bez wydawania setek na bilety lotnicze, ekskluzywne hotele czy też wycieczki. Chcę im pokazać, że świat tak naprawdę jest na wyciągnięcie ręki. Proszę o szansę pokazania ludziom prawdziwego oblicza świata.
Redaktor naczelny westchnął ciężko, wkładając ręce w kieszenie. 
— Porozmawiam z zarządem. 

~***~

Nienawidził uczestniczyć w spotkaniach biznesowych i otwarcie się do tego przyznawał. Jego brat miał anielską cierpliwość i dlatego o wiele lepiej spisywał się w tej roli. Szkoda tylko, że Itachi miał odmienne zdanie na ten temat i więcej czasu spędzał poza krajem niż w nim. Gdy Sasuke doglądał interesów w ojczyźnie, Itachi trzymał rękę na pulsie za granicą. 
W skupieniu przyglądał się przygotowanej przez marketingowca prezentacji, która dotyczyła planu realizacji kampanii na nadchodzący sezon jesień/zima. W branży jubilerskiej były to miesiące przynoszące największy zysk, dlatego też wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Okres ten był czasem zwiększonego obrotu, to właśnie na przełomie tych pór roku ludzie kupowali niezliczone ilości prezentów. Święta, sylwester, oświadczyny i wiele innych okazji, które stanowiły pretekst do nabycia nowej biżuterii. Ludzie byli gotowi wydać niebagatelne sumy byle tylko się wyróżnić, zwrócić na siebie uwagę, zabłysnąć na salonach.
Od wielu lat to Karin Uzumaki, była twarzą jego rodzinnej marki. I dopóki sprawdzała się w tej roli, nikt nie odważył się podważyć decyzji Itachiego, jaką podjął przed laty.  W dodatku była kuzynką Naruto.
— Nie mam żadnych uwag — odparł na pytanie jednego ze swoich pracowników. Dział marketingu spisał się tym razem na medal. – Moim zdaniem możemy przejść do realizacji waszych pomysłów. Co ty na to Karin? 
— Jak zawsze rewelacja. Zapowiada się świetna zabawa! — Powiedziała klaszcząc w dłonie i podskakując niczym pięciolatka. 
Kampania była naprawdę świetna, więc nie dziwił się, że jest tym aż tak podekscytowana. Sasuke nie miał też wątpliwości, że tegoroczny sukces mają w kieszeni. 
— Zatem nie mamy już nic do dodania. Skończyliśmy na dziś. — powiedział wstając zza stołu konferencyjnego. 
— Sasuke, czekaj… jest coś co musisz wiedzieć — odezwała się Karin, spoglądając na niego kątem oka, gdy zamierzał ją wyminąć. Widząc, jak zatrzymał się przy niej, kontynuowała: — Shigeru coś kombinuje. Nie wiem czy zamierza wskrzesić markę Matarou i ponownie wprowadzić ją na rynek, czy wymyślił coś nowego, ale zdecydowanie stał się zbyt aktywny w ostatnich tygodniach. 
Wszyscy zebrani skupili swój wzrok na modelce. Nikt nie ośmielił się spytać skąd ma te informacje, ale też nikt nie miał powodów by podważać jej zdanie. 
Sasuke z wściekłości zacisnął pięści i rzucił:
— Słyszeliście ją. Do roboty. Kampania ma być gotowa najpóźniej za tydzień.  I do tego czasu macie się dowiedzieć co ta żmija kombinuje.
Tyle wystarczyło, by jego współpracownicy w pośpiechu opuścili salę konferencyjną. Teraz gdy nowa kampania była już zatwierdzona, mogli w pełni skupić się na Shigeru i nie dopuszczeniu do tego, by ponownie zrujnował firmę Uchiha. 
— Nie musisz się martwić. Shigeru w żaden sposób wam nie zagraża — zapewniła go Karin, która w przeciwieństwie do pozostałych nie ruszyła się z miejscu. 
— To nie twoją rodzinę zmieszał z błotem— warknął rozdrażniony.
Karin parsknęła splatając swoje palce ze sobą i układając je na blacie. 
— A nie pamiętasz co było potem? — zapytała arogancko. — Oddaliście mu z nawiązką. Przez was firma Matarou przestała istnieć. 
— Co daje mu doskonały pretekst do rewanżu, nie sądzisz? 
— Dorośnij wreszcie — stwierdziła wstając i wywracając przy tym oczami. — Nadal jednak twierdzę, że nie masz się czym martwić. — Uśmiechnęła się do niego. — Przechodząc do milszego tematu, to co tam słychać u Sakury? Może wreszcie poszlibyśmy we trójkę na kawę albo coś zjeść — zagaiła, kierując się z Sasuke w stronę wyjścia. 
— Teraz jestem zajęty, a pojutrze lecę do Nowego Jorku — odparł, co było szczerą prawdą. 
— To może zorganizujemy coś razem jak wrócisz, a do tego czasu może wybiorę się z nią na jakieś zakupy, czy coś? Jak myślisz? Weź nie trzymaj jej pod kloszem, bo dziewczyna się w końcu zbuntuje i ci ucieknie. 
Zamilkł nie wiedząc co powinien jej odpowiedzieć. Najprościej było by powiedzieć półprawdę, że nie są już ze sobą, ale te słowa jakoś nie potrafiły mu przejść przez gardło. W takich momentach przeklinał idiotyczne pomysły brata i Siugetsu. Obaj byli szaleni i zrobiliby niemal wszystko, żeby podreperować jego wizerunek i ukazać go w jak najlepszym świetle. Nie obchodziło ich to, że miał gdzieś opinię innych na swój temat. Wymusili na nim zgodę na znalezienie mu fałszywej partnerki na jakiś czas. Choć czuł się z tym nieswojo, musiał przyznać, że ich idiotyczny plan przyniósł korzyść. Nie tylko zaczął być lepiej postrzegany w społeczeństwie, ale też wzrosła sprzedaż ich kolekcji, a także polepszyła się ich sytuacja na giełdzie. Wychodzi na to, że czasami warto posłuchać szaleńców.
— To mi przypomina, że niedawno ją widziałam, chyba że ma sobowtóra, albo bliźniaczkę.
Sasuke już zamierzał wejść do swojego gabinetu, lecz pod wpływem jej słów zatrzymał się mimowolnie.
— Kiedy niby to było? — zapytał z kpiną, jakby to co powiedziała go rozbawiło. 
— Jakiś tydzień temu, kiedy miałam sesję zdjęciową i wywiad do Cosmopolitan. To chyba było po tej waszej gali. W budynku redakcji, niedaleko stacji Liverpool Street wpadła na mnie jakaś dziewczyna i wydawało mi się, że…
— Przywidziało ci się, Karin. Była wtedy ze mną  — odparł twardo, naciskając klamkę. — Jeśli usłyszysz coś jeszcze na temat Shigeru, daj mi znać. Na razie.
Będąc w zaciszu swojego gabinetu, poluzował krawat i chwycił za brzeg biurka. Nie miał zielonego pojęcia co on do cholery wyprawiał.

~***~

Jej głośny śmiech rozszedł się po wypełnionym po brzegi klubie, kiedy jej kieliszek z brzękiem zderzył się z kieliszkiem Sasoriego. Nadal nie wierzyła, że zaledwie przed trzema tygodniami, panu Hamurze udało się przekonać zarząd co do jej planów. Powinna iść spać, rano musiała skończyć się jeszcze pakować, bo już wieczorem ruszała w podróż. Ale nie potrafiła się oprzeć tym kilku drinkom zaproponowanym przez jej kompana z pracy. Nie można było nie opić tak długo wyczekiwanego sukcesu.
Świętowali już od kilku ładnych godzin, w jednym z wielu barów znajdujących się w dzielnicy Soho. Ku jej zaskoczeniu nie przyszli tutaj sami, jak to pierwotnie zaplanowali z Sasorim. Przyłączyła się do nich znaczna część redakcji, w tym panna Yamanaka, z którą póki co nie udało jej się nawiązać bliższych relacji. Wszyscy zebrani tutaj pracownicy Kalejdoskopu świata, życzyli jej udanej i bezpiecznej podróży.
Huk muzyki zagłuszał rozmowy prowadzone przez grupkę znajomych z pracy siedzących w loży. Niejednokrotnie spędzali razem wieczory w klubach przy tańcach, drinkach i rozmowach, ale teraz mieli ku temu specjalną okazję, i nie zamierzali zbyt szybko się żegnać. Planowali doprowadzić się do takiego stanu, żeby musieli czołgać się by dotrzeć do własnych mieszkań, w końcu nie zobaczą się w tym składzie przez bardzo długi okres czasu.
— Sześć miesięcy bez mojej Landryny, co ja pocznę? Kto będzie mi przynosił poranną kawę? — zaśmiał się rudzielec, po czym upił alkohol znajdujący się w szklance. — Może zatrudnię jakąś seksowną studentkę, która będzie wiedziała jak wyeksponować swoje wdzięki, znaczniej lepiej niż jej poprzedniczka, która ubierała się do pracy w dresy i bluzy z kapturem — rzucił jej zadziorne spojrzenie. 
— Ej! Wypraszam sobie, dzisiaj się postarałam — odparła oburzona, dając mu kuksańca w bok i mierząc go wściekłym spojrzeniem. Wiele wysiłku włożyła w to, żeby się przełamać i ubrać na dzisiejsze wyjście sukienkę.  Mała czarna, była jej zdaniem dobra na każdą okazję a makijaż, który sobie nałożyła sprawił, że prezentowała się naprawdę dobrze. — Po za tym, nie znajdziesz lepszego sługusa ode mnie. 
Sasori zaśmiał się, ocierając usta wierzchem dłoni. 
— Co racja, to racja. 
— Nie masz na co narzekać, Sasori — odezwał się niespodziewanie Takashi, obejmując ich dwójkę. — Każdy by chciał pracować z Sakurą. 
Sakura zaśmiała się ponownie. Ale było jej miło. Nigdy nie spędzała zbyt wiele czasu z resztą ekipy. Na początku swojej kariery starała się do nich zbliżyć, stać się częścią paczki, ale podjęcie pracy u Sasuke zmusiło ją do rezygnacji z zacieśniania więzi ze znajomymi z pracy. Teraz tego żałowała, ale wtedy bała się, że ktoś ją zdemaskuje i wykorzysta to przeciwko niej. Nie mogła ufać nikomu oprócz Sasoriego. Ale po jej powrocie wszystko się zmieni i ma nadzieję, nadrobić ze znajomymi stracony czas.
— Macie pecha, ale Homura przydzielił ją do mnie i nie zamierzam jej nikomu oddawać — parsknął śmiechem Sasori.  — A teraz wybaczcie, ale porywam Landrynę do tańca, póki jeszcze nie leży pod stołem. 
Próbowała zaprotestować, ale na nic się to zdało, gdyż już po chwili znajdowała się na środku parkietu wraz z Sasorim. Była to jedna z najlepszych nocy, jakie przeżyła w swoim życiu. Po kilku wspólnych tańcach, znaleźli się przy barze zamawiając kolejne drinki, które już po chwili zaczęli wspólnie sączyć. 
Sasori zatrzymał szklankę tuż przy ustach, z przymrużonymi oczami spoglądając ponad ramieniem śmiejącej się Sakury. Od prawie pół godziny podekscytowana opowiadała o swoim wyjeździe, wymieniała miejsca, w których się zatrzyma, co tam zwiedzi i co zrobi podczas swojej podróży. Była tym tak pochłonięta, że dopiero delikatny pstryczek w nos, sprawił, że skupiła swoją uwagę na Sasorim.
— Albo jestem naprawdę pijany, albo właśnie ktoś oślepił mnie fleshem — powiedział, odstawiając szkło na klejący się barowy stolik. 
— Co? — krzyknęła Sakura, nadstawiając ucho do przyjaciela.
— Osz ty — mruknął Sasori, ponownie oślepiony blaskiem lampy błyskowej.
Zaalarmowana Sakura obejrzała się za siebie skupiając swój wzrok na oddalonym o kilka metrów stoliku, gdzie zauważyła małą grupkę osób, robiących im właśnie zdjęcia telefonem. Jej usta rozchyliły się w szoku, a jej umysł od razu otrzeźwiał. Poderwała się gwałtownie z hookera, rozlewając przy tym swojego drinka. Nie zwracając uwagi na cieknący po blacie alkohol, zaczęła zmierzać w stronę osób, które nie przestawały robić jej zdjęć. 
Nikt inny nie zwracał na to uwagi. Wszyscy pochłonięci byli dobrą zabawą, tak jak i ona kilka minut wcześniej cieszyli się miłą atmosferą, jednak jej dobry humor właśnie się zmienił. Teraz była gotowa rozpętać trzecią wojnę światową.
— Daj spokój Sakura — wtrącił się Sasori, łapiąc ją za ramię i płynnym ruchem zasłaniając ją własnym ciałem.
— Mam dość tych pieprzonych stalkerów. Nie należę już do tamtego świata i nie życzę sobie, żeby jakieś cholerne gnojki robiły mi zdjęcia i komentowały moje życie w zasranym internecie! Chcę mieć trochę prywatności do cholery! Czy to tak wiele?! — wycedziła, ledwo utrzymując nerwy na wodzy.
Alkohol też robiły swoje. 
— Jeśli tam pójdziesz i zrobisz scenę, rozdmuchasz tylko tę sprawę i będzie się to ciągnąć za tobą miesiącami. Doskonale wiesz, że oni tylko szukają pretekstu, żeby cię obsmarować. Weź głęboki wdech i się uspokój. Zabierzemy swoje rzeczy, pożegnamy się z wszystkimi i wyjdziemy stąd, a sprawa sama ucichnie w przeciągu kilku dni. Zresztą jest już późno i najwyższa pora się zbierać, w końcu musisz się wyspać przed lotem. No chyba, że tęsknisz za byciem na pierwszych stronach gazet — powiedział unosząc prawą brew, po czym stanowczo obrócił ją w przeciwnym kierunku.
Była wściekła, chciała tam pójść i nagadać im. Miała ochotę wyrwać im telefony i roztrzaskać je na pierwszej lepszej ścianie! Ale Sasori miał rację – jeśli da się ponieść emocją, doprowadzi do skandalu, który może zaprzepaścić jej szanse na wyjazd. Pan Hamura nie byłby zadowolony, gdyby obsmarowano ją na łamach szmatławców albo co gorsza aresztowano za napaść. To tylko przyniosłoby złą reputację jej gazecie.
Wzięła kilka głębokich wdechów i w kilku energicznych krokach znalazła się przy stoliku, jaki dzielili ze znajomymi z redakcji. Czym prędzej chwyciła swoją torebkę, rzuciła na pożegnanie krótkie „cześć” i nie oglądając się za siebie skierowała się do wyjścia. Sasori nie opuszczał jej na krok, bojąc się, że w ostatniej chwili Sakura zmieni zdanie i rzuci się na swoich „prześladowców”.
Po opuszczeniu lokalu bez zastanowienia wsiedli do pierwszej lepszej taksówki i podali adres mieszkania Sakury.
Różowowlosa po zajęciu miejsca od razu skierowała swoje spojrzenie na krajobraz malujący się za szybą samochodu. Obserwowała wąskie uliczki Soho oświetlone latarniami i śledziła wzrokiem ludzi bawiących się w ten sobotni wieczór. To zawsze działało na nią kojąco. 
Będzie jej brakowało Londynu, jego gwaru, ludzi, których tutaj zostawia, ale wie, że będzie warto. Wiedziona impulsem poprosiła taksówkarza by jechał prosto; w stronę Hyde Park’u, który znajdował się w nieopodal. Sasori zaskoczony jej słowami chciał zapytać skąd ten pomysł, ale uprzedziła go mówiąc szeptem:
— Nie pytaj. Chcę się po prostu tamtędy przejechać — po czym oparła głowę na jego ramieniu. 
Pogrążeni w ciszy jechali ciągnącą się w nieskończoność Grosvenor Street, która płynnie zmieniła się najpierw w Grosvenor Square a potem w Upper Grosvenor Street. Sakura wzięła głęboki wdech przypominając sobie jak kilka tygodni temu przechadzała się ową ulicą na bosaka w towarzystwie pewnego mężczyzny. Pamiętała ten wieczór jakby to było wczoraj, a powinna już dawno o nim zapomnieć. Zauważyła jego dom. A dzieląca ich odległość zmniejszała się w zastraszającym tempie. Dostrzegając jednak jak drzwi otwierają się, poczuła jak zaczyna brakować jej tchu. Impuls nie pozwolił jej się schować. Impuls spowodował, że wyprostowała się i spoglądała na osobę wychodzącą z budynku.
Błagała w myślach, by był to Suigetsu. By był to Kotoshi. By była to Katsumi. Byle tylko nie był to…
— Sasuke — powiedziała na głos, powodując, że Sasori zaczął rozglądać się w około. 
W ułamku sekundy, gdy taksówka przejeżdżała przed jego domem, ten ostatni raz spojrzała mu w oczy. Miała wrażenie, że ją rozpoznał. Kątem oka zarejestrowała, jak przystaje w miejsce. Nie miała jednak odwagi by odwrócić się i zobaczyć czy przypadkiem sobie tego nie wyobraziła 
Głowa Sasoriego natomiast cały czas była zwrócona w  kierunku tylnej szyby. 
— Bawisz się w stalkera? — szepnął przyjaciel. 
Po tonie jakim to powiedział wiedziała, że nie pochwalał jej zachowania. Lecz Sakura zbyła go tylko machnięciem ręki. 
— To był ostatni raz. Przede mną długa, półroczna terapia powolnego zapominania. — Nie było to najlepsze usprawiedliwienie, ale jedyne jakie miała.
Sasori pokręcił tylko głową z dezaprobatą.
— Mam nadzieję, że to ci pomoże. — I jak gdyby nigdy nic, objął ją pozwalając by wtuliła się w jego ramię. 
To był ciężki dzień, a kolejny nie zapowiadał się wcale lepiej. Jeśli zdjęcia jakie zrobiono jej dzisiaj w barze, ujrzą światło dzienne rozpęta się istne piekło.  Z tego co wiedziała, Sasuke nie pojawił się na żadnej z oficjalnych gali od ich ostatniego wspólnego wyjścia. W mediach nie ukazała się też żadna wzmianka o ich rozstaniu ani o tym, że Uchiha ma jakąś nową partnerkę. Ale może po prostu było jeszcze za wcześnie na taki krok, ze strony sztabu PR’u Sasuke, którym zajmował się Suigetsu we własnej osobie. 
Z zamyślenia wyrwały ją słowa kierowcy, który poinformował ich, że są na miejscu. Sasori poprosił taksówkarza aby na niego zaczekał. Następnie odprowadził Sakurę do drzwi, pożegnał się z nią, obiecując skontaktować się z nią z samego rana. Po czym ponownie wsiadł do taryfy i odjechał. Sakura znalazłszy się we własnym mieszkaniu, skierowała się bezpośrednio do sypialni i opadła na łóżko, zapadając w głęboki, niespokojny sen.

Nazajutrz zrealizował się najgorszy scenariusz. Sasori wysłał jej link do artykułu zamieszczonego przez ich ulubiony portal plotkarski - Ukryty Ninja. Szmatławiec nie tyko opublikował ich zdjęcia z poprzedniego wieczoru, ale i wyssał z palca historię, której nie powstydził by się nie jeden autor romansów. Nagłówek artykułu głosił „Kłopoty w raju”. Według relacji jego autora jej związek z Sasuke od dłuższego czasu przeżywał kryzys, przez co Sakura nawiązała romans z mężczyzną, którego jeszcze nie udało im się zidentyfikować. Domniemano, że dopuściła się zdrady, która jest przyczyną ich zniknięcia z salonów. Autor posunął się nawet o krok dalej i zakończył artykuł pytaniem: „Czy Sasuke Uchiha wybaczy partnerce związek za swoimi plecami?”
Sakura potrzebowała zaledwie dwóch sekund by wyłączyć laptopa i schować go do torby podróżnej. Była już praktycznie spakowana. Duży, pojemny plecak leżał przygotowany przy drzwiach, czekając aż Sasori pomoże jej go zanieść do samochodu. Wystarczyło jej jeszcze przebrać się w przygotowane wcześniejszego dnia ubrania na podróż i mogła powiedzieć, że była już w pełni gotowa do swojej eskapady. 
— Przestań się wreszcie gryźć. Jego reputacji nic nie grozi, a ty masz prawo do własnego życia. Złożyłaś rezygnację, a on na to przystał. To już nie jest Twój problem. Za kilka godzin wsiądziesz do samolotu i zapomniesz o nim, a kiedy ty będziesz się włóczyć po świecie, on znajdzie sobie nową partnerkę i media o tobie zapomną. Weź na luz kobieto i zacznij w końcu myśleć o sobie — powiedział dobitnie widząc jak snuje się po własnym mieszkaniu. 
— Wiem, wiem. — Zrobiła kilka uspokajających wdechów, chcąc skupić na chwili obecnej. 
Sasori jednak nie odpuszczał. Znał Sakurę nie od dziś, dlatego ułożył swoje dłonie na jej ramionach i zmusił ją by spojrzała mu w oczy.
— Wiem, że namieszał w twoim życiu bardziej niż byś tego chciała. I wiem, dlaczego postanowiłaś odbyć tą podróż akurat teraz a nie za dwa lata, tak jak początkowo planowaliśmy. Ale nic z tego nie wyjdzie jeśli się nie skupisz na swoim celu. Nie chcę wyjść na chama, ale musisz zapomnieć o Sasuke Uchiha, bo on już dawno to zrobił. Twoja przyszłość, zależy tylko i wyłącznie od ciebie samej.  
Miał rację. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę. 
Była szczęściarą, że miała w swoim życiu kogoś takiego jak Sasori. 
— A teraz daj mi swojego laptopa.
Nie do końca rozumiała jego prośbę, ale nie miała czasu, żeby się z nim spierać, za kilka minut musieli wyjechać, więc bez ociągania spełniła jego prośbę. 
Po chwili siedzieli już w samochodzie kierując się w stronę lotniska Heathrow. Za równe cztery godziny znajdzie się w samolocie, który zabierze ją do pierwszego miejsca z jej listy.
Japonio szykuj się nadchodzę! – rzuciła  w myślach przekraczając punkt kontrolny.

Od Autorki: I pomału zaczęło się rozkręcać, chociaż kocioł dopiero zacznie się od następnego rozdziału. A ja nadal nie skończyłam 5'tki :X W ten weekend postaram się go pocisnąć, bo mam o wiele luźniejszych i spokojniejszych tych kilka następnych dni niż tydzień temu, a więc trzymajta kciuki, co? <3 
#Fighting! 

3 comments:

  1. Hmmm... mało Sasuke, ale rozumiem że nie zawsze będzie go pełno, co jednak sprawia, że z jeszcze większym zniecierpliwieniem będę czekać na nexta ;) Sasori jaki spokojny, opanowany, wow, brawo dla tego pana, czapki z głów ;P Mamy Ino, jej!!! One są dla mnie takim pakietem, nie ma jednej bez drugiej :D
    No i co zrobisz, Uchiha, jak to zobaczysz? Będziesz ją gonił? xD dużo bym dała, żeby to zobaczyć :D
    Dużo weny na piątkę!!!

    Arai

    ReplyDelete
  2. Do samego końca byłam pewna, że poleci do Nowego Yorku, a tu Japonia XD No wiesz! Tyy, a może chociaż na lotnisku się spotkają? :P
    Ciekawi mnie, co takiego zadzieje się w związku z Karin, bo pewnie coś się zadzieje. I czekam na to. Poza tym ciekawi mnie Ino, mam mieszane uczucia (niemniej liczę, że chociaż jedna będzie "tą dobrą").
    Sasori, mózg Sakury normalnie, przysięgam. Powinna mu dziękować, bo właściwie to uratował jej dobre imię — gdyby narobiła tam rabanu, te plotki o romansie byłyby niczym w porównaniu z tym, co mogłoby się wydarzyć. No i zaplusował tą akcją z "sługusem i kawą"! ♥ Pokochałam go normalnie.
    Faktycznie, mało Sasuke w tym rozdziale, ale wiadomo, akcyjka musi się rozwinąć, więc czekamy wszyscy na więcej, Mikuu ♥ WEEENY I CZASU!
    Pozdrawiam ♥

    ReplyDelete

Szablon wykonała Sasame Ka